(Najemnik: Iwan „Spec” Gołubiew, poszukiwaczka: Tamara „Turystka” Petrenko, tropiciel: Walerian „Traper” Krugłow)

– Zastrzel to! Zastrzel! – krzyczał Walerian, przedzierając się przez krzaki. Obejrzał się za siebie i od razu tego pożałował. Tuż za nim stał mutant: ohydna, czarna masa napiętych mięśni i ostrych pazurów. Walerian jęknął i przyśpieszył, jednak jego noga zaplątała się w pokrzywy, przez co z całym impetem poleciał prosto na pobliskie drzewo. Z płaczem czołgał się przed siebie, nawet gdy bestia zwolniła, pewna, że dopadła swoją ofiarę.

– Spec, zastrzel to, proszę – płakał Walerian, czując gorący, zjełczały oddech mutanta na karku.

Walerian krzyknął i ukrył twarz w rzadkim błocie, licząc na cud, ale spodziewając się śmierci. Usłyszał dudniący pomruk olbrzymiego mutanta, gdy ten pociągnął nosem nad jego uchem. Potem usłyszał jego głos.

***

– Traper? Walerian? Gdzie jesteś, sobaka? – Iwan „Spec” Gołubiew postawił jeszcze kilka kroków naprzód i zatrzymał się, nasłuchując z palcem na spuście.

– Tutaj, Spec. – Doszedł go szept z pobliskiego drzewa o czerwonych liściach. Gołubiew obrócił się i wycelował w stronę mówiącego, ale uspokoił się, gdy zobaczył znajomego szperacza, Waleriana „Trapera” Krugłowa. Ten jednak wyglądał jakoś… inaczej. Może był w szoku?

– Wszystko w porządku, kolego? – zapytał Gołubiew, rozglądając się dookoła. – Zdawało mi się, że słyszałem krzyki. Znalazłeś to?

– Nie, Iwan… nie znalazłem – odpowiedział powoli Walerian, jak gdyby budził się ze snu. – Czarnobóg chyba nie istnieje. Powinniśmy wracać do zajazdu.

Zeskoczył z drzewa.

Szto? A co z pieniędzmi? Co z moją reputacją? – zaprotestował Iwan. – Nigdy nie wróciłem z pustymi rękami. A ty jesteś podobno najlepszym łowcą w Zonie, więc nie mów mi do cholery, że nie potrafisz znaleźć olbrzymich śladów giganta.

Walerian zignorował te narzekania i skierował się na południe, oddalając od Czerwonego Lasu. Gołubiew pospieszył za nim, nie odpuszczając.

– Widziałeś miejsce ataku. I zdjęcia Tamary – przypomniał Traperowi. – Pomyśl tylko: ty i ja, pogromcy Czarnoboga! Pomyśl o sławie! O pieniądzach!

Walerian nadal był tak upiornie cichy, jak otaczający ich las, więc Iwan po chwili odpuścił. Dopiero gdy doszli do zajazdu, uświadomił sobie, co podświadomie niepokoiło go podczas powrotu. Walerian ani razu nie spojrzał na zdjęcie swojego zaginionego syna, a przecież robił to zawsze, gdy wracał do bezpiecznej przystani.

***

Zajazd był pełen jak nigdy. Niegdyś wojskowy bunkier, a teraz bezpieczna przystań dla szperaczy. Zawsze można było tu odpocząć lub schronić się przed zabójczymi misjami, nawet jeśli nie miało się za dużo pieniędzy. Walerian i Iwan przepychali się przez tłum ludzi w zapełnionym po brzegi pomieszczeniu. Większość z nich zgrywała twardzieli, ale w ich oczach widniało przerażenie, jak u większości przybyszów, którzy zapuścili się tak głęboko w Zonę.

Iwan uśmiechnął się szeroko na wspomnienie swojej pierwszej wizyty w zajeździe, jak to wtoczył się do środka, na wpół żywy, jedynie z pustym, starym rewolwerem w ręku. Sądząc po wyglądzie obecnych tu mężczyzn i kobiet, mieli oni znacznie łatwiej. Wszyscy byli całkiem przyzwoicie wyposażeni, śmiali się i opowiadali historie.

– Większość z nich nie przeżyje tygodnia – powiedział Walerian, nie siląc się na dyskrecję.

Rozmowy ustały, ale nikt nie zwrócił mężczyznom uwagi. Ci dwaj mieli więcej historii do opowiedzenia niż wszyscy przybysze razem wzięci. Traper i Spec przepychali się dalej do małego pomieszczenia na uboczu, w którym znajdował się stół, mnóstwo części od sprzętów elektronicznych i na wpół zmontowany, mocno zmodyfikowany kombinezon szperacza. Młoda, rudowłosa kobieta drzemała na krześle za stołem.

Privet, Tamara. – Iwan uśmiechnął się mimowolnie. Dziewczyna natychmiast obudziła się i wyprostowała, a jej ręka powędrowała do kabury przy pasie, która była pusta. Jeśli chciało się skorzystać z gościnności zajazdu, należało przestrzegać zasad i zostawić broń u Niedźwiedzia Miszy.

– Nie spodziewałam się, że zobaczę was tak szybko! – krzyknęła, okrążając stół. – Jak było? Czy mój wywiad się na coś przydał? Macie to? Mogę zobaczyć trofeum?

– Hola, zwolnij, Tamara – Iwan zaśmiał się w wymuszony sposób i rzucił niezręczne spojrzenie w kierunku Waleriana, który marszczył brwi. Tamara nie zauważyła tego i ciągnęła dalej:

– Muszę wiedzieć: czy Czarnobóg istnieje? Czarny olbrzym grasujący w Czerwonym Lesie? Dzięki niemu moglibyśmy ominąć wilki, które zajęły terytorium dookoła obserwatorium. Ale przecież już wam wszystko wyjaśniłam, prawda? Czy nie?

– Wyjaśniłaś – odparł powoli Walerian. Za jego plecami Iwan dawał Tamarze sygnały, żeby była ostrożna. Traper wszedł w głąb pomieszczenia, zmuszając kobietę do wycofania się. Nagle, bez odwracania wzroku, Walerian złapał jedną ręką stojącego z tyłu Iwana za szyję, zaciskając dłoń z całej siły.

– Mam wiadomość od tego, którego nazywacie Czarnobogiem – powiedział łowca, jednocześnie zbliżając się do Tamary i dusząc Gołubiewa. – Mówi rudowłosej złodziejce, żeby oddała to, co należy do niego. Chce odzyskać swoje serce.

Iwan desperacko walczył o oddech, uderzając w wyprostowane ramię Trapera, ale Walerian był dla niego zbyt silny. Przez czerwoną mgłę ujrzał szeroki uśmiech Tamary.

– A więc to prawda! – Wykrzyczała i wbiła strzykawkę, którą do tej pory skrywała w dłoni, prosto w szyję szaleńca. Walerian runął na ziemię bezwładnie niczym worek ziemniaków. Gołubiew złapał oddech i osunął się na krzesło, które zatrzeszczało pod jego ciężarem. Tamara zamknęła kopnięciem drzwi i przyklękła obok Waleriana, aby sprawdzić jego puls.

Bljać – zaklął Iwan. – Co to miało być, Petrenko?

– Potrzebowałam dowodów. I tyle. – Uśmiechnęła się promiennie i pogładziła głowę nieprzytomnego Trapera. – Podczas mojej ostatniej podróży do Prypeci znalazłam jakieś zakodowane pliki. Nie byłam pewna, czy dobrze je zrozumiałam. Teraz już wiem, że tak!

Iwan odetchnął głęboko i wstał, a potem podszedł do Waleriana i go kopnął.

– Naprawdę cię lubię, Tamara, ale moja sympatia kończy się, gdy czuję, że ktoś mną manipuluje, więc za każdym razem, gdy czegoś nie zrozumiem, kopnę tego biedaka, Trapera. Bo wygląda na to, że go potrzebujesz.

– Pewnie – odparła chłodno Tamara, której zapał ostygł nieco na widok przemocy. – Użyję więc prostych słów, skoro jesteś człowiekiem czynu.

Spec udał, że kopie Trapera, a kobieta wzdrygnęła się.

– Okej, przepraszam – powiedziała, podnosząc ręce w geście pojednania. – Więc jest ten zmutowany niedźwiedź, czarny olbrzym, do którego należy Czerwony Las, tak? – Iwan kiwnął głową potakująco. – Dokumenty, które przywiozłam z Prypeci, wspominają o takim eksperymencie. Widzisz, to nie do końca jest niedźwiedź, tak jak inne olbrzymy. Czy może raczej to jest niedźwiedź, ale z ludzką świadomością czy czymś w tym stylu. Ma moc kontrolowania umysłów i takie tam. – Wzruszyła ramionami. – Chodzi mi o to, że umysł tego czegoś wytwarza swego rodzaju pole, które może odstraszyć wilki dookoła obserwatorium.

Spec ponownie skinął głową. Nic specjalnie dziwnego jak na standardy Zony. Potem sobie przypomniał.

– A serce? Walerian wspominał coś o sercu.

– Faktycznie, znalazłam je razem z dokumentami. – Wskazała na swój plecak w kącie. – Artefakt biologiczny. Usprawnia refleks i takie tam.

– Okej. – Iwan odsunął się od Trapera i skrzyżował ramiona. – To jaki mamy plan?

***

Cała trójka – Iwan, Tamara i Walerian, który o dziwo nie pamiętał nic z tego, co się wydarzyło – wróciła do Czerwonego Lasu. Traper szedł na przedzie, podążając śladem Czarnoboga, a pozostała dwójka po jego bokach gotowa strzelać w razie potrzeby. To był wietrzny dzień, a czerwone liście szumiały ponad głowami łowców, trzymając ich w napięciu.

Walerian zatrzymał się i wskazał zarośla przed nimi.

– Tam jest. Wy zajdźcie go z prawej, a ja go wywabię. Jeśli masz rację, Tamara, to nie powinien mnie wykryć, jako że byłem „jego”.

Zrobili tak, jak im powiedział, i niebawem zniknęli mu z oczu. Walerian nasłuchiwał przez chwilę, a potem zaczął iść w stronę zarośli.

– Wróciłem, tak jak obiecałem – wyszeptał i klęknął. Krzaki zatrzęsły się i wyłoniła się z nich masywna bestia o czarnym futrze. Jej inteligentne oczy wpatrzone były prosto w Trapera. Czarnobóg zbliżył się do mężczyzny i przyłożył mu pysk do ucha.

– Spisałeś się, ojcze. Wiedziałem, że do mnie wrócisz.

– Oczywiście, synu! Jak mógłbym do ciebie nie wrócić?

– A serce?

– Wysłałem ich do popielnicowej anomalii, tak jak kazałeś. Będą osłabieni, a my możemy zaatakować w każdej chwili. – Głos Waleriana zadrżał.

– Oczywiście, że możemy! – Iwan krzyknął radośnie i otworzył ogień w stronę Czarnoboga. Specjalnie zmodyfikowane eksplodujące pociski szybko poradziły sobie z mutantem.

– Głupcze! – lamentował Traper. – To był mój syn! On mnie znał!

– Nie. – Tamara wyłoniła się zza pobliskiego drzewa. – Cokolwiek to było, to na pewno nie był twój syn, zaufaj mi.

Walerian spojrzał na powaloną śmierdzącą masę napromieniowanego mięsa.

– Masz rację, to nie był mój syn – przytaknął z bolesną tęsknotą w głosie. – Mam nadzieję, że wszyscy dostaliśmy nauczkę.

Walerian strzelił Czarnobogowi w głowę, ochlapując całą trójkę jego mózgiem.

Autor: Janek Sielicki. Tłumaczenie na język polski: Marek Gutman.