(Szpieg: Daniła „Cichy” Morozow)

Pierwsze ciężkie krople deszczu uderzyły w okno, a na mokradłach rozległ się grzmot. Kilka sekund później zaczął się potop, który połączył niebo i ziemię taflą szarej wody. To wyzwoliło miejscową anomalię grawitacyjną, przez którą deszcz padał najpierw w górę, potem znów w dół. Elektrokardiogram Zony wyrysowany w powietrzu.

Olga westchnęła, odwróciła się tyłem do okna i sprawdziła, co robią Kuzniecow i jego szpieg, Daniła Morozow. Nadal rozmawiali w drugim pokoju, pochylając się w chmurze dymu papierosowego nad tuzinami zdjęć i planów budynków. Olga, rozważając swoje opcje, wzięła karabin automatyczny i wyszła. Powoli okrążała stary dom, który Kuzniecow wybrał na miejsce tego tajnego spotkania. Wolała deszcz niż niekończące się debaty między tą dwójką. Podmuch zimnego, mokrego powietrza poruszył papierami na stole, co oderwało Morozowa od dokumentu, który czytał.

– Spokojnie, Daniła, to tylko ochroniarz demonstruje swoje niezadowolenie – powiedział Kuzniecow.

– To niezły z niej ochroniarz. Nie powinieneś tu przychodzić. To niebezpieczne dla mnie, a tym bardziej dla ciebie. Za to ona… ona sobie poradzi – powiedział Morozow.

– Minęły miesiące, Cichy – Kuzniecow wypowiedział pseudonim szpiega z dozą ironii. – Emisje robią się coraz gorsze, a nikomu jeszcze nie udało się dostać do sarkofagu.

– Paru było blisko. Nie możesz po prostu wysłać armii? Zaczynam podejrzewać, że chcesz wysadzić ten kraj w powietrze. Albo wypełnić go potworami, czy co tam się stanie, gdy nadejdzie ostatnia emisja. Może to po prostu chorobliwa ciekawość, co?

– Nie ma w tym nic śmiesznego, Morozow. – Kuzniecow wstał, wyjął z szafki dwie szklanki i nalał do nich wódki. – Zacznijmy od początku, ze świeżym umysłem. Partia chce, żeby wszystko było zrobione po cichu. Sekretarz powiedział: „Żadnych międzynarodowych incydentów, towarzyszu”.

– Sekretarz, co? – Morozow uśmiechnął się ironicznie. – To chyba należy mi się podwyżka.

Stuknęli się szklankami i wypili, słuchając monotonnego szumu deszczu za oknem.

Haraszo. – Morozow wskazał na butelkę. – Takich dobroci tutaj nie mamy. W porządku, czego ty albo partia chcecie?

Kuzniecow zrzucił wszystkie papiery ze stołu na podłogę, zaklął i wyjął ze stosu zdjęcie lotnicze sarkofagu, a następnie położył je na pustym blacie.

– Tego. – Popukał w zdjęcie palcem. – Chcemy dostać się do środka bez robienia zamieszania.

– Tak? Myślałem, że chcesz ocalić kraj, wyłączyć emisje? – zaśmiał się Daniła.

– Nie uważam, żeby te cele się wykluczały – stwierdził Kuzniecow i zapalił papierosa. Morozow zaczął szperać w stosie dokumentów i położył na stole dziewięć teczek, na wierzchu każdej widniało zdjęcie. W międzyczasie agent KGB zdążył już wypalić pół papierosa. – Tych mamy. – Rozłożył teczki teatralnym gestem na blacie. – Tych i innych szperaczy, którzy przeczesują Zonę w poszukiwaniu artefaktów i sensu życia.

– Od dobrej wódki robisz się zgorzkniały – zauważył Kuzniecow. – Mamy też zasoby, którymi zalewamy Zonę.

– Ach tak. Spodziewałem się, że to twoja sprawka. Nowi ludzie, dobry sprzęt, broń i amunicja, którą załatwiają szmuglerzy – Morozow przerwał. – Myślisz, że nikt się nie domyśli, o co chodzi? Niektórzy są całkiem bystrzy.

– Raczej ich to nie obchodzi – odpowiedział Kuzniecow.

– No dobra. Są bystrzy, mają różne umiejętności. Mamy byłych operatorów wojskowych, naukowców, techników, myśliwych. Po paru miesiącach tutaj stali się ekspertami od przetrwania, więc znają się trochę na tym, co się tu dzieje. Oczywiście część umiera, zanim zdąży się nauczyć.

Kuzniecow wpatrywał się w dokumenty na stole. Ułożył teczki równo, a zdjęcie sarkofagu umieścił na środku.

– Potrafią współpracować? – zapytał.

– Nie czytałeś moich raportów? – zadrwił Morozow. – Są niezdyscyplinowani. Potrafią współpracować, szczególnie w obliczu niebezpieczeństw Zony. Ale kiedy zaczynają się prawdziwe problemy i pojawia się szansa na osobiste korzyści, natychmiast obracają się przeciwko sobie. Zastanowił się przez chwilę. Zauważył, że przestało padać.

– Wydaje mi się, że przyszli tu nie tylko w poszukiwaniu mitycznych bogactw. To jedynie miejsce we wspaniałym Związku Radzieckim, gdzie mogą być naprawdę wolni.

– Uważaj, Morozow. – Kuzniecow zmarszczył brwi. – Wiesz, że składam raporty z naszych spotkań.

– A co mnie to obchodzi? – Morozow wzruszył ramionami. – Będę się tym martwił, gdy się stąd wyrwę. A nawet nie wiem, czy tego chcę.

Na zewnątrz huknąłł strzał, potem kolejny. Coś krzyknęło w oddali. Kuzniecow wyjrzał przez okno. Olga, nadal celując w punkt we mgle, zasygnalizowała, że wszystko jest w porządku. Kuzniecow oparł się o ścianę i, nadal wyglądając przez okno, zapytał:

– Co z przywódcą? Któryś z nich?

– Może z czasem. – Daniła wstał i dołączył do agenta KGB przy ścianie. – Już pojawiły się tu zorganizowane grupy. Pionierzy, Rdzawe Wilki, jajogłowi w laboratoriach. Z zajazdu będzie niezłe centrum. Ale jeden przywódca, który miałby poprowadzić udaną ekspedycję? – Wskazał głową na stół. – To zajmie lata.

– Zgadzam się, ale musimy to przyśpieszyć. Dać im coś, co połączy ich na płaszczyźnie fundamentalnej. Coś, co będzie ich własne. Jakiś… symbol.

Morozow mruknął, po czym podszedł do dokumentów. Wyjął jedno ze zdjęć i położył je triumfalnie na stole pod zdjęciem sarkofagu. Nowe zdjęcie zostało zrobione w ciemnym pokoju oświetlonym jedynie dziwnym, pomarańczowym blaskiem. Przedstawiało stylizowaną grecką literę delta złożoną z małych, błyszczących przedmiotów. Kuzniecow także mruknął. Usiadł przy stole, a Morozow stał u jego boku.

– To mogłoby zadziałać – przyznał. – Szczególnie, że wygląda na to, że już się zaczęło.

– Znasz pochodzenie tego symbolu? – spytał Morozow.

Da. Nic specjalnego. Reaktory jądrowe były oznaczone czterema pierwszymi literami greckiego alfabetu. To właśnie delta wybuchła. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych używano tego symbolu do oznaczania dokumentów i badań Zony, ale wszystko było prowadzone nieoficjalnie – wyjaśnił Kuzniecow.

– To co mam zrobić, szefie? – zapytał cicho Morozow, widząc, że Kuzniecow się zastanawia.

Agent KBG przyglądał się dokumentom na stole ze zmarszczonymi brwiami: teczkom szperaczy, zdjęciu sarkofagu na środku i zdjęciu delty.

– Chcę – zaczął Kuzniecow powoli – żeby ten symbol pojawił się w ich schronieniu. Wydrap go w ścianach, narysuj sprejem na budynkach w wiosce. Potem oznaczymy nim broń i amunicję od szmuglerów. Będzie się znajdował na lepszym wyposażeniu.

– Są przesądni. Pomyślą, że przynosi szczęście – powiedział Morozow.

– Dokładnie tak. Jak powiedziałem, będzie ich własny. Zorganizuj grupę lub odezwij się do swoich kontaktów w Pionierach. Zasugeruj, że będą potrzebować odznak jak prawdziwi żołnierze. Odznak ze szczęśliwym symbolem! Oznacz deltą strefy anomalii i leża mutantów. Nie możemy przesadzać… to musi być też symbol niebezpieczeństwa. Uniwersalny znak. – Kuzniecow ekscytował się coraz bardziej. – Będą współpracować i w końcu, oby jak najszybciej, dostaną się do serca Zony.

Drzwi otworzyły się gwałtownie i do pokoju weszła Olga z wyrazem powagi na twarzy. Krople wody z jej mokrego płaszcza kapały na rozsypane na podłodze dokumenty.

– Musimy iść, szefie – powiedziała. – Oko na niebie zgłosiło ruch, idzie tu grupa szperaczy.

Haraszo. Idziemy. – Kuzniecow odwrócił się do Morozowa i wskazał na dokumenty. – Spal wszystko. I zabierz się do roboty. Skontaktuję się z tobą tak, jak zawsze. Nalał sobie wódki, wypił szybko i wyszedł. Olga ruszyła przed nim. Niedługo oboje zniknęli we mgle. Gdy troje młodych, mokrych i zmęczonych szperaczy weszło do starego domu, zobaczyli samotnego mężczyznę siedzącego przy ciepłym kominku w towarzystwie otwartej butelki wódki.

– Chodźcie, przyjaciele. – Uśmiechnął się. – Napijcie się, wypocznijcie. Tu jest bezpiecznie. – Wskazał na ścianę, na której w starym tynku widniała wydrapana grecka delta.

Autor: Janek Sielicki. Tłumaczenie na język polski: Alicja Kierejsza.